Skoro to czas podsumowań, niechże i mnie będzie wolno. Literacko nie powinienem narzekać. Trzy wydane w tym roku nowości i jedno wznowienie. Szczególnie, że rok 2024 będę mógł zaliczyć, jako otwierający nową ścieżkę. Opinie o takich książkach, jak „Klub Murakamiego”, czy „Mężczyzna na wydmach” cieszą i motywują. Idę dalej w podobnym kierunku, nie porzucając fantastyki, którą w tym nowym ujęciu traktuję, jako jedno z literackich narzędzi, nie zaś cel sam w sobie. Zastanawia mnie mała popularność „Naszego Cyberbarokowego snu”. Czy to już zbyt mainstreamowo opowiedziana historia, czy zbyt przegięta w nowym kierunku, czy może zwyczajnie nie wyszło? Nie wiem. W opowiadaniach natomiast nieoczekiwany zastój. Nawet nie mam czego zaproponować do czasopism, czy antologii. I w 2025 roku to się nie zmieni, no chyba, że zostanę skuszony ciekawą propozycją. W zaawansowanych planach wydawniczych kolejna powieść łącząca obyczaj z fantastyką. I spokojnie piszę sobie następną. Wszystko więc w tej kwestii mogłoby być dobrze, gdyby nie rynek książki i zdrowie. Denerwuje promocja miernoty i grzebanie w wydawniczym i dystrybucyjnym undergroundzie dobrych książek. Nie pozostaje nic innego, jak życzyć małym, odważnym wydawnictwom dobrej koniunktury. Ze zdrowiem natomiast było słabej. Ale pesel wskazuje, że w tej kwestii raczej lepiej już nie będzie. Ważne, by nie było gorzej.